Przy drugim stoliku obok, liczniejsze skupiło się gronko, któremu królowała piękna pani, brunetka nie pierwszéj już młodości, ale świeża, żywa, z różowemi ustami — ponętna bardzo a nadzwyczaj śmiała. Po obu stronach téj królowéj siedziało dwóch mężczyzn. Jeden barczysty, słuszny, już szpakowaciejący brunet, który zdawał się być jéj mężem a mógł być tylko statecznym przyjacielem.... drugi wysmukły chłopak, blondynek, nieśmiały jak dzieweczka na pozór, rumieniący się co chwila, w którym krew grała jeszcze żywo, to go oblewając falą rumianą, to uciekając do serca za najmniejszém słówkiem głębiéj dotykającem, zostawując po sobie świeże przejrzyste lice, puszkiem ledwie wiosennym okryte.
Trójka ta jadła obiad, dosyć wesołą ożywiony rozmową, rozglądając się po cudownéj grocie, bawiąc tą niezwyczajną fiziognomją sali jadalnéj.
W przeciwnéj stronie nad butelką wina, podparty, zamyślony, z ręką w długich czarnych włosach, rozrzuconych w nieładzie, dumał mężczyzna palący cygaro z brwią nachmurzoną, nawisłą, niemłody już, złamany życiem jak się zdawało, zobojętniały, cały w sobie, choć widocznie szukał po za sobą rozrywki i łaknął roztargnienia. W jego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/21
Ta strona została skorygowana.