wlókł się pieszo, bo cały okryty był pyłem włoskiego gościńca, który czarną zarówno i białą odzież na szarą przemienia; na twarzy jego znój podróży zmięszany z prochem dziwne pokreślił rysunki, jakby indyjskie wzorzyste wykłucia. Pomimo téj szpetnéj maski, mimo wybladłego oblicza, był pięknym i miał w sobie ten urok, którym pociąga boleść wewnętrzna ku sobie tych ludzi, co ludźmi być nie przestali. Jasnowłosy, wybladły, osłabiony, w ustach miał wiele słodyczy, w oczach omdlałych wyraz uczucia prawie niewieściego i domyśleć się było łatwo, że przecierpiał wiele, prawie nad siły...
Strój jego ubogi, mały tłumoczek w ręku i laska podróżna, świadczyły że z potrzeby więcéj niż dla przyjemności długą podróż odbył pieszo.
Wchodząc oczyma począł nie śmiało szukać ustronnego kątka, a widząc pozajmowane do koła stoliczki, poszedł w głąb powoli, i poza Niemcem znalazłszy miejsce z cicha przypadł na krzesło. Ledwie zdjął kapelusz słomkowy, otarł czoło i chciał podeprzeć na stole, gdy nagle pobladł, twarz jego przybrała dziwny wyraz cierpienia, chwycił się konwulsyjnie za stół jakby usiłując przytrzymać, ale mimo to pochylił się w tył i upadł zemdlony.
Krzesło przechylone obaliło się z nim razem na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/24
Ta strona została skorygowana.