Francyi, zdaje mi się nawet że jestem w niéj naturalizowanym... Spodziewam się tedy że i ja mam prawo zjeść tu obiad w towarzystwie przybłędów z całego świata... No? jak się państwu zdaje?
Wszyscy się śmiać poczęli, bratersko witając ochoczego, wesołego przybylca...
— Ha no, to i ja się prezentuję, odezwał się w końcu nieśmiało i pocichu syn jasnowłoséj Germanii siedzący zdala — przyznam się państwu że też jestem wygnańcem... To mówiąc skłonił się zdala i usiadł.
— Kwestya ojczyzny, dzisiaj, przerwał żywo Duńczyk-Francuz — wierzcie mi państwo, sprowadzić się daje do czysto finansowego zadania. Masz pieniądze? przyjmą cię wszędzie oburącz, uobywatelą, wynaturalizują, uściskają... nie masz nic?... ruszaj kochanku daléj... bez grosza obywatelstwo się nie zyskuje nigdzie. Wygnańcem więc w ścisłém znaczeniu wyrazu i parją jest tylko dziurawa kieszeń... Choćby po nad nią powiewały gałęzie laurowe i dębowe wieńce, golizna zawsze cuchnie. Miejcie panowie pieniądze, a dokupicie się tylu ojczyzn ile ich zechcecie... a w ogóle, dokończył, co do mnie, potrzeba ojczyzny wcale mi się czuć nie daje...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/35
Ta strona została skorygowana.