wszędzie, jak trychinów i że im więcéj on żyje, tem mocniéj od niego umierają ci, których łaskawie nawiedzić raczył... Przepraszam! jest to dla narodu pochwała, choć dla trychiny nagana... Jeźli mi masz za złe że was najukochańszych Niemców, tak jak wy dziś jesteście przyjąć nie mogę... no... przeczytaj sobie Heinego... on mnie uniewinnia... wszak to kość z kości.
Niemiec zawstydził się, westchnął i rzucił z pogardą prawie.
— Żyd!
Ale brunet zdaje się tego nie słyszał, był zadumany głęboko.
— Boję się — szepnął do ucha Niemcowi, Duńczyk nachylając się do niego, żeby w istocie przyszłości waszéj wkrótce nie przyszło tam szukać, gdzie ją Heinemu ukazała... Hammonia!![1]
Ale cicho! cicho! cicho!
Westchnęli na jeden ton oba... Niemiec pomimo rozjątrzenia, nie wiem dla czego uścisnął w końcu dłoń Duńczyka który mu coś znowu poszeptał.
Podano tą razą cały obiad, zwykły w trattoryi della Grotta, poczynając nawet od gęstego brodo, które mógł był makaron, wedle tutejszéj teoryi, zastąpić — osmażaną rybkę, podejrzane wielce o sta-
- ↑ Zobacz: ’Wintermärchen.