Pięknaż bo, nawet o głodzie ta życia naszego wiosenka — ale jak krótka! niestety!
Jeden z Włochów nie dając mówić kobiecie, pochwycony słowy młodego człowieka, rozgorzał miłością Włoch swoich.
— Nie dziwię się, rzekł, żadnéj miłości ojczyzny, nawet u Eskimosów, ale nie pojmuję człowieka coby się w naszych Włoszech nie rozkochał.... Dajcie mi kraj taki drugi i pokażcie: pod nogami ruiny wieków wymowne, nad głowami takie niebo jak nasze, w koło takie dla oczów ponęty... i to powietrze co życie wlewa nawet w tych, co doń nie mają siły. Italia królowa świata! zrzucili jéj z czoła diadem, ale czoło pozostało królewskie a tego jéj nikt nie odejmie; skuli jéj ręce barbarzyńcy... ale gdy strząśnie tylko dłońmi, opadną kajdany....
Znacie państwo piękniejszy kraj? powiedzcie.
— Ja go znam, odparł Polak chmurno. Szare ponad nim niebo, ziemia cała krwią przesiąkła, mogiły sterczą z przeszłości a nad niemi kwilą niemowlęta pokute w żelazne obroże... nie ma tam morza szafirów i wiatr powiewa zmrożony... ale to ołtarz ofiarny z końca w koniec... to ojczyzna moja!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/49
Ta strona została skorygowana.