— Masz w tém słuszność, rzekł żyd, ale boleści dzisiejszéj przebaczyć można tę jednostronność sądu. Ja, chłodniéj może patrząc na Polskę i jéj losy, z tego com czytał, słyszał i widział, mam jéj obraz pełny w sobie, dziwny, straszliwy, dziki czasem, wielki i wspaniały zawsze. Któż więcéj nad żyda miałby prawo sarkać i uskarżać się na szlachtę polską — ja ją zimno rozumiem, tłumaczę sobie i przez rysy dziwaczne które przeszłość nakreśliła... przeglądam aż do oblicza nadziemskiéj piękności....
— Pomówimy więc o tém inną razą, przerwał młody chłopak, ale zaprawdę jest w tém coś osobliwego, że ja, szlachcic polski potępiam tę przeszłość, którą ty polski żydzie osłaniasz i bronisz.
Uśmiechnął się Jakób i rzekł:
— Jam dużo starszy od ciebie, bracie mój, zestarzyło mnie cierpienie, praca, myślenie... może boleści pokoleń, które we krwi méj noszę....
— Dobrze, ale mówże mi o sobie, przerwał zniecierpliwiony Iwaś.
— Powoli, pomału, ja inaczéj nie potrafię, odparł Jakób — będziemy iść po téj kamienistéj drodze jak mineralogowie wśród gór, ilekroć na ciekawą natrafimy skałę, młotkiem ją naszym rozbić
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/76
Ta strona została skorygowana.