kała, ale poprawić go nie mogła, kochała go z jego wadami. Dla niego zkąd wziąść to wziąść: byle się wesoło zabawić, a gdy mu ruinę majątku przedstawiano, odpowiadał: „Ale ba! mospaneńku... więcéj ma Pan Bóg niż rozdał! pan panem będzie....
— Takich temperamentów u nas, przerwał Iwaś, nie potrzeba było szukać ze świecą... miał pana Micutę podobnego każdy powiat i okolica.
— Bywało, mówił daléj żyd, gdy po Joela przyślą ze dworu z jednéj strony, z drugiéj śle po matkę moją pani Micucina i pozwawszy ją do siebie prosi i zaklina, aby mąż jéj pieniędzy jegomości nie dawał. Ale jak było oprzeć się panu Micucie gdy począł ściskać, prosić, zaklinać, męczyć, namawiać i przysięgać się... Joel musiał być posłusznym, a cokolwiek bądź dał, wszystkiego mu było za mało....
Na nieustające bankiety ryby, mięsa, cukru, korzeni, wina, przyborów było potrzeba bez końca; rachunki rosły, kwitki się ściągały na sznurek nieopłacane i nieprzyjmowane w ratach: przychodziło opłacać, wymagano gotówki, przyrzekano procenta, nareszcie żyd stawał się nieznośnym, bo upominać się musiał.
Jam naówczas ani widział ani wiedział o tém
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/84
Ta strona została skorygowana.