ani ich tradycyi o jelenich rogach, ani trzysta lat rzeczypospolitéj szlacheckiéj... ale...
— Ale dość.
— No — dość! Symon się usunął, Mann dąsał.
— Panie Jakóbie, zawołał pierwszy, co nam przywozisz z Jerozolimy? jak to tam wygląda?
— Przywożę wam smutny jęk niewoli i niedoli, mówił Jakób poważnie, i wołanie narodu, abyśmy my choć wygnańcy a silniejsi, skupili całą moc dla dźwignienia...
Mann ręką machnął.
— Daj ty sobie pokój, rzekł, co ty chcesz świat uczyć!!!
— Wcale nie mam pretensyi téj, odezwał się Jakób, ależ wiecie że i Akiba wprzódy był pastuchem nim mędrcem został, więc może i ja...
— Słuchaj, przerwał mu Symon, tobie nic nie pozostaje jak zrobić na wywrot, on z pastucha został mędrcem, ty możesz z mędrca zostać pastuchem jeźli tak pójdziesz daléj.
Opiekun się rozśmiał.
— To prawda, rzekł, co ty chcesz świat naprawiać, weź się do jednéj roboty, do handlu, do fabryki, do przemysłu, pracuj, a trud reform zostaw Panu Bogu.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/148
Ta strona została skorygowana.