Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

— Bo mama aż do zbytku się troszczy.... Nie mamyż ostatniego resursu... w teatrze?
— A! nie mów mi o tém! ty w teatrze! na scenie! aktorką!
— Ależ, Malibran, Pasta, Patti, Schröder, Grisi, Sonntag, hrabina!
— Ja tego nie chcę, ja wolę....
— Niech tylko mama będzie spokojną....
— Mam już pierwszy plan, jak wystąpić.... Jakób jest dziś na obiedzie u Henrykowstwa, ty z nią w przyjaźni... to ztąd o trzy kroki... ubierz się, niby nic nie wiedząc, trochę słaba, trochę smutna... pójdź ją odwiedzić... zaraz po obiedzie.... Dla zamaskowania tego kroku idź sama, bezemnie, poufale, weź tylko lokaja za sobą.... Ale trzeba się tak wyrachować abyś przyszła zaraz po obiedzie, bo się oni rozejdą... na deser lub czarną kawę.... Po obiedzie on est un peu monté, zrobisz wrażenie, on będzie śmielszy.... Ubrać się jak najskromniéj.... Gdy zobaczysz gości... bo tam jest Mann, ojciec Symon, jéj ojciec... udawaj że się chcesz cofnąć... naturalnie będą prosić żebyś została... no! a reszta... to twoja rzecz!
Muza zerwała się żywo jak żołnierz ochoczy którego trąba wyzywa do boju, uścisnęła matkę,