ce, nie zmieniając wyrazu twarzy... wyszła spokojna... jak gdyby na przechadzkę nie na tę walkę, nie na ten bój w którym idzie o zdobycie serca ludzkiego.
Serce jéj jeszcze nigdy nie kochało; dziwiła się mężczyznom że niezdolni byli nawet do szalonéj namiętności, ale i ona również nie rozumiała czém jest miłość, czém namiętność. Żyła głową, w głowie paliło się czasem... ale pożar ten nigdy do piersi nie schodził. Gdy marzyła o miłości zawsze ją sobie wyobrażała w atłasach, brylantach, w salonie pańskim, na dworze królów....
Czy biło jéj serce w drodze... wiedziała tylko czarna sukienka, ale na twarzy nie postała najmniejsza niepokoju oznaka..... Rachunek chronologiczny matki był tak szczęśliwy iż Muza trafiła właśnie na czarną kawę w salonie, a że drzwi wchodowe były naprzeciw fortepianu.... Tilda postrzegła ją gdy się ukazała i chciała niby wycofać; wstała, pobiegła i wejść zmusiła. Jakób stał tuż... Muza udała że go z razu nie poznaje....
— Wszakże to dawny znajomy! odezwała się Tilda, pan Jakób.
— A! doprawdy! jakto? Powrócił?? Ale jakże
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/181
Ta strona została skorygowana.