bliżéj w drodze... byliśmy długo razem. Zapalony i zrozpaczony Iwaś zatęsknił gwałtownie za krajem, i koniecznie zapragnął doń powrócić. Napróżnom się starał go niebezpieczeństwem odstraszyć, niepodobno było myśl tę wybić mu z głowy....
— Cóż zrobił?
— A! zrobił co chciał, uparł się i powrócił.
— Dokąd? gdzie jest? zapytał przestraszony Kruder.
— Przedemną jeszcze przebył granicę za fałszywym podobno pasportem, ale téż w ślad za nim wysłano wiadomość o nim i jego pasporcie... szczęściem że nie pochwycono go... czasowo potrafiłem ukryć na wsi, o ile sądzę, bezpiecznie. Ale Iwaś z równą gwałtownością jak się napierał do kraju, wyrywa się do Warszawy.... Jak sądzicie, czy nie ma dlań niebezpieczeństwa?
Kruder się zamyślił długo.
— Wątpię żeby go po kilku leciech niebytności poznać miano, rzekł powoli, niewielu téż osobom był bliżéj znanym... w Warszawie łatwoby go teraz, mimo czujności policyi, ukryć było można. Ale należałoby żeby wziął jakikolwiek pasport od wójta gminy, i żeby się trochę zmienił na twarzy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/199
Ta strona została skorygowana.