serca, w chwili niebezpieczeństwa potrafimy się znaleść.... Ty widzę doprawdy chorujesz na żyda?
— Choroba nieuleczona, rzekł Jakób, jest we krwi....
— No, widzisz, obracając rzecz w śmiech, bo jéj poważnie długo nie mógł utrzymać Mann, żyda udajesz a prawo łamiesz? czemu się nie żenisz?
Jakób ramionami ruszył.
— Widziałeś tę piękną Muzę?
— Wszak ci to nie Izraelitka? spytał Jakób.
— Niewiadomo, odpowiedział Mann, jak się z nią zechce ożenić Izraelita a bogaty... będzie ona czém wypadnie. Mnie się zdaje że to dla niéj i dla matki wszystko jedno....
— O kim mowa? spytał Bartold.
— A! przecież znasz Muzę! musisz ją znać choć oddawna jesteś żonaty. Śliczna to panna niebezpieczna.... Mówię o... Wtorkowskiéj....
— A, rzekł Bartold, widziałem ją na koncercie dla ubogich.... wydała mi się — straszną!
— Co? straszna? spytał Mann śmiejąc się, bałbyś się jéj?
— Uciekłbym od niéj, bo podobnych kobiet nie lubię.
— Zgadzam się zupełnie z wami, dodał Jakób.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/213
Ta strona została skorygowana.