od razu mu stawili, a w które on uwierzyć nie chciał. Pobożni Izraelici w istocie uważali go za nieczystego niedowiarka, ateusza, których liczba była przemagającą, o żadnéj wierze słyszeć nie chcieli, bo bez niéj było im najwygodniéj; śmiali się i ruszali ramiony na wszelkie apostołowanie. Co więcéj, ostrzy prawa zachowawcy, starzy żydzi łatwiéj jakoś pobłażający byli dla zupełnych ateuszów i ich obojętności, niż dla zuchwałych idei reform. Z jednéj i drugiéj strony witano go dosyć niechętnie, odtrącano nawet widocznie, stał osamotniony i zdobywać musiał mozolnie wkupienie się w społeczność która zdawała się go lękać i unikać.
Gorzkie myśli opanowały Jakóba, potrzebował zebrać ducha, skupić siły i wedle swego zwyczaju, zamknął się samotnie nad staremi księgami które mu dawały ulgę w cierpieniu, począł znowu czytać to co już sto razy w smutkach i boleści powtarzał, księgi Hioba, treny Jeremiaszowe, wieszczby natchnione proroków, a potém osławiony ten talmud, na którego kartach mieściło się tyle tradycyi do każdéj niemal epoki zastosować się dających.
Dnie całe spędzał tak zaparłszy drzwi swe, zapominając o ludziach, szukając w sobie siły któraby lody obojętności wieku roztopić mogła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/217
Ta strona została skorygowana.