się przedajną, stała się chleba kawałkiem nie ołtarzem. Dzisiejszy artysta pracuje dla sławy, bo sława mu chleb daje, ale ostatecznie dla chleba nie dla potrzeby własnéj duszy... któż dziś fresk zrobi za worek miedziaków, kto go odmaluje darmo dla chwały Bożéj i dla wywnętrzenia swéj myśli. Tak grają, tak piszą, tak malują.... Tak gra i ta piękna Muza, rzekł Jakób ciszéj, jest to artyzm bezduszny, wyuczony, niepoczuty.... Dla tego zagra ona Liszta i Thalberga ale jéj wara od Chopina... a Schumanna pojmie stronę dziwaczną, nie wyda głębokiéj....
Tilda się zamyśliła.
— Sądzisz ją zbyt surowo, rzekła, jest tam w téj duszy promyk Boży, jest na tém czole płomyk... ale świecą oboje tęsknicy bez jutra... a może bez chleba.... Biedna kobieta! Tak mi przykro patrzeć na nią, na jéj matkę, znając ich położenie!
— Jakto? one przecie bogate być muszą? spytał Jakób zdziwiony.
— Niestety, są ubogie, odpowiedziała Tilda, gorzéj, bo muszą jeszcze udawać zamożność, którą dawno straciły.
— O! to okropne, przerwał Jakób, komedya
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/234
Ta strona została skorygowana.