zbytku w nędzy jest ohydną, płacą ją łzy oszukakanych i ubogich. Nie stokroć że piękniejszém byłoby ubóstwo przy pracy mężnéj?
— Ha! są wstydy fałszywe....
— Fałszywe... to mówi wszystko... wstydy fałszywe są najczęściéj prawdziwemi bezwstydami...
— We mnie one tylko litość budzą, dodała Tilda ciszéj, krwawy to dramat, łzy i niepokój pod aksamitami, ten głód u progu czekający aż deser wystawny wyniosą... ta pustka jutrzejsza po dzisiejszym zgiełku, który trwa tyle co gorzko opłacony, kłamany zbytek za temi uśmiechami są płacz i rozpacze, w tych duszach budzi się już wśród wesołéj pieśni, blady strach jutra i potrząsa wyschłą dłonią. — Ściska mi się serce....
Muza przestała grać, szum oklasków rozległ się zewsząd, Henryk pobiegł piękną acz nieco dużą i silną ucałować rączkę, a Tilda któréj było duszno w téj atmosferze, skinęła na Jakóba.
— Wysuńmy się, by na chwilę tchnąć wieczornem powietrzem, rzekła, wszak nam tego za złe nie wezmą.
I przesunęli się przez tłum przeciskając ku verandzie, a oczy Muzy błyszczące poszły za niemi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/235
Ta strona została skorygowana.