brejskie malują jako słodkie, łagodne przejście do drugiego żywota. Najsłodszą jest ta którą zowią... pocałunkiem Bożym... (Talmud Berachot. 5.)
— Jakże żałuję, odezwała się Tilda, że ja tych ksiąg a nawet języka ich nie znam prawie. Uczono mnie wszystkiego dla świata, a nic dla duszy... to téż w niéj pusto... i chodzi po niéj wiatr zwątpienia.
— A! czas jeszcze! rzekł Jakób.
— Nie! zapóźno! Wiarą tylko młode serce napoić się może, w kim pierwsza była niewiara, tam na wysuszonym gruncie już się szczep drugi nie przyjmie. Ale Bóg wielki... nie może karać za to, co nie było winą człowieka.
Zamilkli, stali tak oparci o galeryą nie chcąc powracać do gwaru, wśród którego brzmiał fortepian Muzy, błyskotliwą fantazyą Lisztową.
— Chodź Jakóbie, rzekła, idźmy pić do dna roskosze tego wieczora, to co ci ludzie zowią zabawą, a co dla nas jest ciężką męczarnią. Ja ci radzę, zbliż się do Muzy, nie jestem zazdrosną... Ona jest na złéj drodze, ty byś ją mogł nawrócić i ocalić.
— Nie, odparł Jakób, nikt w świecie, to coś mówiła o sobie. Zapóźno! tu jest w miejscu wła-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/240
Ta strona została skorygowana.