Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

śnie. U niéj i umysł i serce już dorosły, przybrały pewne kształty, i nic ich zmienić nie potrafi...
Powoli rozmawiając weszli nazad do salonu, wzrok Tildy spotkał tam naprzód, jéj męża zwieszonego nad krzesłem wirtuozki, która mu się figlarnie, zalotnie uśmiechała. Nie zabolało ją to wcale, był jéj obojętnym oddawna, cieszyła się myśląc że gdzieindziéj zajęty uwolni ją od natrętnych, udawanych swych czułości.
Tymczasem matka Muzy jakoś bardzo się okazywała niespokojną; przeczuwała że wieczór ten całkiem się jéj nie udał; Jakób był gorzéj niż obojętnym bo nawet nie ciekawym, nic go nie pociągało do czarodziejki. Zmięszana Wtorkowska kręciła się, wzdychała, a zaloty widoczne żonatego pana Henryka, jakoś także jéj były nie do smaku. Z majętniejszych młodych ludzi nikt się do córki nie zbliżał... wszyscy wielbili ale bardzo z daleka.
Wieczór ze zwykłemi swemi przemianami, śpiewem, grą, herbatą, wieczerzą, (która była wystawna a niegodziwa) przeciągnął się dosyć długo, ale starsi pod pozorem interesów powysuwali się wcześniéj; ku wieczerzy z kilkudziesięciu zostało osób kilkanaście tylko i to znudzonych i zmęczonych. Tilda także uskarżając się na ból głowy,