zwał, manią religijną. Muza postanowiła przeczytać biblią; w téj chwili była jeszcze cokolwiek nieprzygotowaną, ale rachowała na to że go obałamuci kilką dwuznacznemi ogólnikami.
— Nie cierpię takich tłumnych zabaw, rzekła, to mnie męczy niewypowiedzianie; księga, dumanie, cisza, to lube żywioły moje. A pan? spytała wprost strzelając mu do piersi.
— Ja? ja? odparł Jakób, właśnie toż samo mógłbym o sobie powiedzieć — ja jestem człowiekiem ciszy i pracy.
— O! wyście we wszystkiem szczęśliwi, panowie, mówiła Muza, wy możecie się cichéj pracy poświęcić, nie będąc jak my niewolnikami salonu, konwenansów i tego... panieństwa, które nakazuje nam być nieustannie zalecającym się towarem.
Powiedziała to śmiało, Jakób się uśmiechnął spoglądając na nią.
— Ponieważ zaczęłaś pani o tym draźliwym przedmiocie, odezwał się, powiem że matki i panie mylicie się bardzo troszcząc do zbytku temi mniemanemi obowiązkami. Najczęściéj gdzie wiele przygotowań tam nic z dyalogu, jak mówi Krasicki.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/245
Ta strona została skorygowana.