— Dla tego że rewolucye do niczego nie prowadzą, rzekł Jakób, bo są straszną chorobą społeczną, konwulsyami... bo opóźniają normalny pochód ludzkości do jéj celów, bo z nich korzystają tylko despotyzmy i szarlatany polityczne!!
Gromow patrząc nań, poczynał się uśmiechać.
— Tak, tak, wiem to wszystko, wiem rzekł, ale są chwile i wypadki w których rewolucye stają się koniecznemi, gdy rządy do nich pchają same bezrozumem, uporem, głupotą wstrzymując ludzkość w swym biegu... gdy do ostatecznéj rozpaczy kraj cały przywodzą uciskiem.
— Za długoby to trwało, gdybym chciał pana przekonywać, odezwał się Jakób, że na to są inne środki skuteczniejsze od rewolucyi — ale nie czas o tém rozprawiać... Daję panu słowo na to że nie jestem rewolucyonistą, i że do téj roboty się nie zdałem. Ale w dowód mojéj ufności powiem panu także, iż gdy kraj, który za moją przybraną ojczyznę uważam, zażąda odemnie ofiary krwi i życia... oddam mu życie i krew... pójdę z drugimi...
Moskal się namyślił długo.
— Jesteś człowiekiem dobréj wiary, to wiem, rzekł, zresztą dość na ciebie spojrzeć, dosyć posłyszeć. Będę więc z tobą otwartym o ile nim być,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/300
Ta strona została skorygowana.