przepraszam... Ale dziki człowiek siedzi pod tą cywilizowaną skorupą, dziki, bo go uczyniono dzikim, bo jego dzikość pielęgnują... O! biedni my jesteśmy — wierzcie — bardzo biedni. —
Idź pan, mów, staraj się, ruszaj, zabiegaj, a powstrzymaj nieszczęście, jeżeli można — niestety! zdaje się — zapóźno! Zresztą przyślij mi tu kogo, może téż kto z nich mnie zrozumie.
Tak się naostatek pożegnali, Jakób wysunął się zadumany, wstrząsnięty, rozmyślając nad tém co słyszał... Gęste patrole snuły się po ulicach, szczęściem niezaczepiony przez nie potrafił się dobić do domu.
Wszedłszy do siebie zastał kartkę z pierwszego piętra od Muzy, która go prosiła i zaklinała aby natychmiast przyszedł do nich, że czekać nań będzie choćby do rana.
Jakób jakkolwiek bardzo zręcznie osaczony przez piękną swą prozelytkę, dotąd umiał się trzymać w pewnéj odległości nie dopuszczając do zbyt poufałych i coś przyrzekających stosunków... Matka i córka napróżno różnego rodzaju ułatwieniami starały się go wciągnąć w niebezpieczną połapkę. Nieraz zostawiano ich sam na sam... Panna była nadzwyczaj łagodną, czułą; Jakób pełen uszano-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/313
Ta strona została skorygowana.