— To być może, odparł Bartold, ale P. Symon ma słuszność, szlachta do niéj należeć nie ma ochoty. W grze jest stan średni.
— A my czemże jesteśmy? spytał ktoś.
— Właśnie to że klassa średnia główną tu gra rolę, grozi nam że wciągnięci być możemy.
— Tak, możemy i powinniśmy się dać wciągnąć, przerwał Jakób z kąta. Dobijamy się praw obywatelstwa, to najlepsza sposobność by je pozyskać.
Mann się skrzywił.
— Mówiliśmy o tem nieraz, rzekł, to są teorye, rzecz trzeba rozwinąć praktycznie. Co tu jest interesem naszym?
— Interesem pierwszym, odpowiedział Jakób, w kraju w którym nas jest tylu, być uznanymi, przyjętymi, pobratać się, połączyć, to chwila jedyna.
— Tak, zrobiwszy razem z nimi głupstwo połączymy się doskonale, dodał Symon, nic tak nie łączy jak wspólnie zmalowany bąk... obie strony potém się wzajem uniewiniają.
— Symonie, dostałeś cygaro, niech ci ono usta zapieczętuje! prosił Mann.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/321
Ta strona została skorygowana.