— Co, ty chcesz nas rozumu uczyć? przerwał Symon, żyd był od wieków chytry i musi nim być.
— Nie! nie i nie! zaprzeczał gwałtownie Jakób, niewola go zrobiła chytrym, ucisk go fałszu nauczył; rozbite kajdany, drogi otwarte; możemy pójść za głosem prawa, które było od tylu tysięcy lat naszą własnością, spadkiem duchowym, lub za siłą co burzyła nasze świątynie, co nas znaczyła piętném wyklęcia, co rozlewała krew naszą! Drogą mi wielkość Izraela, dodał z zapałem, ale jéj nie gruntuje ani na samym rozumie, ani na podstępie, ani na fałszu, ale na prawie Bożem i sprawiedliwości. Przeciwko głosom narodów, przeciw wołaniu wieków, przeciw potwarzy dowiedźmy żeśmy synami tych co świętymi byli, żeśmy istotnie dziećmi i narodem wybranym. Ja nie chcę dla Izraela wielkości innéj, ani panowania innego, tylko pod chorągwią Bożą, a Bóg rozkazuje jedno — prawość!!
Gdy to mówił Jakób oczy jego płonęły, zapał na chwilę ogarnął niemal wszystkich, Symon począł go ściskać choć udawał że się śmieje, Mann tylko jeden trochę z zazdrości, trochę na przekorę, począł dziwnie ruszać ramionami.
— Aj! aj! rzekł, co to za śliczne deklamacye
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/325
Ta strona została skorygowana.