Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

oddzieli, błąka się smutny i cierpiący. Żadna z tych pań nie śmiała otwarcie uznać się żydówką, wszystkie chciały do nowego należeć świata, a w tym świecie nie wiedziały gdzie sobie szukać schronienia.
Nie dziwiłem się im, dodał Jakób, gdy sercem stęsknioném, opustoszoném zwracały się potajemnie ku wierze waszéj; nie miały własnéj, a potrzeba duszy wymagała jéj.
Wśród takiéj rozmowy, która Iwasiowi dawała wiele do myślenia, przeszedł podróżnym naszym dzień cały; nie spieszyli wcale i choć najęli sobie parę osiołków, drugiego dnia jeszcze zaledwie byli o kilka godzin drogi od Genui.
W jedném z tych malowniczych miasteczek, a raczéj wiosek włoskich, które nad morzem stoją na skałach uwieńczone w cyprysy, palmy, i pomarańczowe drzewa, owite bluszczami, opasane laurem i mirtami, ocienione sady oliwnemi, obwieszane winną latoroślą, przypadł im nocleg dnia drugiego.
Mrok padał, gdy szukając gospody wsunęli się w ciasną uliczkę mieściny pospinaną u góry jakby klamrami, sklepieniami dawnemi, podtrzymującemi wysokie mury domostw. Z dala już widać było Albergo, stał przed niém właśnie powóz wyprzężony.