śladowanego, które mu na cmentarném nawet wygnaniu wśród zgnielizny i ruin, nie ma na ziemi spokoju... Tu ludzi nie ma, ale jest burza, ulewa i potok który niszczy i rozrywa... nawet kości śpiące w grobowcach.
Fatalizm i tu ich ściga...
Chcąc dolę Izraelitów odmalować nie mógł malarz nic innego wybrać nad cmentarz cmentarza... spoczynek i tu jeszcze niepewny — pod ruiną świątyni zburzonéj... na któréj gruzach dwoje ludzi modli się gdzieś w głębi, czekając by burza odeszła i zaświeciło słońce.
Ale w końcu XVII. wieku gdy obraz ten malował, tęcza jeszcze była daleko, słońce za chmurami, promyk jego zaledwie się przedzierał i padał na grób, nad którym dzikie z litości kwitły krzewy.
Co tu za smutek, jakie przerażenie panuje w całym obrazie... wypowiedzieć niepodobna... To miejsce ostatniego spoczynku wygnańców zdaje się prześladować niegościnna ziemia... woda podmywa groby, drzewa je poją wilgocią cieniów, burza rozwala i miota gałęźmi, a mimo to... dwoje ludzi się tu modli i kwiat biały rozkwita nadzieją wiosny...
Tak — na pozór sam smutek wieje od téj karty zapisanéj wszystkiemi rozpaczami wygnania i śmierci
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/53
Ta strona została skorygowana.