dwór.... No! a Lija! co to jest! co to jest! pomywaczka!
— A ja myślę, kiedy się będę miał drugi raz żenić, rzekł ziewając Dawid, ja sobie myślę, żonę dla siebie brać nie do salonu, i wolałbym prostą, niezepsutą dziewczynę, niż najśliczniejszą taką warszawiankę, do któréj się jedenastu umizgało nim się dwunasty ożenił...
— At! at! to gadanie jest! odparł Dawid z miną nieukontentowaną — to gadanie na wiatr!... toby było nawet rozumne gdyby nie było bardzo głupie... Tak może gadać prosty, pospolity żyd który wedle biblii chce mieć sobie dzieci... a nam czego innego trzeba. Żona to jest także kapitał! Ty jesteś tak wychowany i bogaty, ja tobie mówię, że ty musisz być wielkim człowiekiem. Ja znam takich co twojéj pięty nie warci a karetami jeżdżą i ordery noszą. — No, a jak zostaniesz wielkim człowiekiem co ty wówczas będziesz robił z taką Liją która się tylko kugla piec i łokszyn siekać nauczyła? hę? no? a gdzie ty ją poprowadzisz? na bal do resursy czy na teatr? A ona jeszcze może zechce muszki włożyć, a zagada do niéj jaki wielki pan, to ona sobie fartuszkiem oczy zakryje... Tobie trzeba co innego! jaka ona będzie to będzie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/99
Ta strona została skorygowana.