Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

mówię bo cię nie przekonam, ale jeźli tylko myślisz o Wtorkowskiéj, to i tu nawet pożegnaj się z nadziejami.
— Ja? śmiejąc się spytał Jakób, ja?
— Ludzie mówią....
— Ludzie nie wiedzieć co plotą....
— No — ale ci to i innych wiele zrobić może przykrości.
— Gdyby i tak było, odpowiedział Jakób, czyż znieść je dla oszczędzenia ich matce nie jest moim obowiązkiem?...
Samuel zamyślił się.
— Ale ona sama pomiarkuje, rzekł, no — nie będę się męczył długo wizytą! A nie ma czasem jeszcze kogo z familii? dodał trwożliwie.
— Zdaje mi się że jest samą, biedna kobieta naraziła się na długą, niewygodną podróż, dla mnie! W jéj wieku, przy jéj zdrowiu....
— Tak, już to prawda, odezwał się Samuel, wolałaby była ciebie tam zawezwać niż jechać sama — toby było daleko lepiéj.
Smutno jakoś spojrzeli na siebie, nie mogąc się porozumieć, zdesperowawszy nawet o tém. Pożegnawszy Jakóba, gość wyszedł jeszcze do salonu