lała... ale to skandaliczna historya.... Jan jego służący opowiadał przed chwilą Teresie, Terenia do mnie przyleciała z językiem.
— No, cóż to się stało? powtórzyła Muza ziewając.
— Otóż, proszę ja ciebie, dziś, parę godzin temu... Jan słyszy że ktoś dzwoni... Jakóba nie było w domu, otwiera, patrzy.... Stara żydowica odrapana, oszarpana, oklapana, blada, nędzna... no, jedném słowem wyglądająca jak te z franciszkańskiéj ulicy... włazi.... Jest pan w domu? Ten powiada nie ma. A gadała językiem połamanym, że ją ciężko było nawet zrozumieć. Nie ma. No to powróci? a kiedy? — Albo ja wiem, powiada Jan. No, to ja tu będę czekać na niego, woła stara żydówka. Lokaj się sprzeciwia. A ta mu w głos aż na dole słychać było: Co ty, taki, owaki, jak ty śmiesz — ja jestem jego matka.... Służący, przyzwoity jakiś człowiek (ten co się w Teresie kocha) aż zbladł, co tu robić? Chciał ją zepchnąć ze schodów, strach, a hałas byłby jeszcze gorszy... żydówka jak się uparła, tak ją musiał do salonu wprowadzić. Nadchodzi Jakób i okazuje się że to jest istotnie matka, przyjmuje ją... przy wszystkich, nie wstydząc się nic a nic... cały dom
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/113
Ta strona została skorygowana.