— A! jesteś pewna! śmiejąc się chytrze rzekł mąż — no, to dobrze!
Milczeli chwilę.
— Nie męczże mnie i powiedz kiedy zacząłeś, odezwała się Tilda.
— Nie ma w istocie o czém mówić — to dzieciństwo! I śmiał się ironicznie.
Tilda zarumieniona nalegała.
— Cóż bo cię znowu ten Jakób tak bardzo obchodzi! zawołał mąż.
— Kocham go jak brata, z tém się nie taję, wychowywaliśmy się razem.
— Nic téż znowu tak poczwarnie zbrodniczego nie popełnił... no, po prostu ma jakąś tam kochankę, z którą się ukrywa.
Tu rozpoczął opowiadanie po swojemu, cynicznie, żartobliwie, złośliwie i dodał w końcu:
— Jeźli mnie nie wierzysz, spytaj ojca, który to odkrył.
Przez cały ciąg powieści Tilda siedziała drząca, z oczyma spuszczonemi, po twarzy jéj tylko przebiegały na przemiany płomienie i śniegi: bladła, rumieniła się, wstrząsała, ale gdy Henryk skończył podniosła głowę śmiało i rzekła zimno:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/129
Ta strona została skorygowana.