Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/150

Ta strona została skorygowana.

oszukać jeszcze można, bo zawsze się zwykli domyślać czego innego.... Niechże się domyślają.
Trochę się uśmiechnięto, radzca powiedział: Tak! tak! i wyszedł.
— Słuchaj-no Sofronow, szepnął po cichu hrabia gdy pożegnawszy się wyszli razem w ulicę, powiedz tam komu potrzeba, aby mi tego żyda miano na oku. Mnie się on nie podoba... nadto jasno widzi wszystko.... Albo go trzeba użyć i ująć, zużytkować gdzieś, mianować czémś aby był z nami, albo no... rozumiesz... Do Penzy!
— E! cóż znowu, rzekł Sofronow, to istota niewinna. Z niego się tu wszyscy śmieją, wpływu nie ma żadnego, siedzi w talmudzie, choruje na proroka... nie ma się o co obawiać.
— No, ja takich ludzi nie lubię, odparł Baworow, bogaty??
— Bardzo, rzekł Sofronow.
— Tém gorzej.
— Ambitny?
— Wcale nie.
— Coraz gorzéj.... Czémże go ująć? Może tchórz?
— Nie zdaje mi się.
— O! to do Penzy! do Penzy!