Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

Jakób siedział nazajutrz znowu nad Bar Majmonem, do którego często zaglądał, gdy mu służący (nowy już, bo pierwszy choć ze łzami odprawił się z powodu matki) oznajmił gościa.
Przyniesiony bilet, wyciśnięte krzywo nazwisko na glansowanéj karteczce widocznie w najtańszym jakimś zakładzie, z razu nic nie powiedziało; nie mógł sobie go Jakób przypomnieć.
— Dawid Seebach? Cóż to za Dawid? nie znam tu żadnego Dawida!...
Bądź co bądź, domyślając się współwyznawcy, Jakób wpuścić kazał.
Zmarszczyła mu się brew gdy w nadchodzącym postrzegł Dawida syna, poznanego w owém miasteczku przy szabasowym stole ojca. Ten półcywilizowany współziomek ukazał się w ubiorze przesadnie eleganckim widocznie gdzieś tanio dobranym, z laseczką w ręku i uśmiechem na ustach.
Od czasu zbliżenia się do Liji, i wiadomość