— No tak, dodał gość, tak... wy mieliście racyą, my powinniśmy iść z krajem, my musimy być Polakami. My już tak uradziliśmy z ojcem... on sobie zostanie po staremu z Moskalami, ma swoje stosunki, jest dobrze z jenerałami, z urzędnikami — a ja pójdę na polską, stronę.
Jakób milczał.
— Jak się wam podoba! rzekł po chwili.
— No, toć i wy przecie z nimi trzymacie? spytał Dawid.
— Ja jestem Polak, ale nie trzymam z nimi, odezwał się Jakób.
— No, to i ja tak samo... Ja wam powiem po szczerości: Ja już się z nimi z wąchałem... bywam u nich na zjazdach, na jarmarkach, poznałem samych tych starszych co to wszystko prowadzą... ja im będę pomagać.
Widząc że Jakób jeszcze milczy, Dawid począł coraz goręcéj:
— To jest interes... i dobry interes... ja już mój majątek wyniosłem cały za granicę, złapać mnie Moskale nie złapią, naostatek, gdyby i tak, na to ojciec żeby mnie ratował. Ale nie! nie! tego nie będzie... chowaj Boże... A tu jest gruby interes. Oni będą mieć pieniądze, muszą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/154
Ta strona została skorygowana.