— A widzę, rzekł służący zdumiony.
— Jeźli tu przyjdzie raz drugi, to go za drzwi wyrzucisz!
Dawid rozpłomieniony, zaperzony ale przelękły nieco zerwał się z krzesełka. Nicby go była może ta scena nie obeszła, gdyby świadkiem jéj nie był służący, który stał uśmiechając się z otwartemi usty, nie wiedząc jeszcze czy mu wypada zaraz spełnić rozkaz pański, czy się wstrzymać do drugiego razu.
— Słysz Waćpan! słysz! odwracając się od progu do Jakóba krzyknął zakrztusiwszy się ze złości Dawid, ja mam wasze życie w ręku! ja się pomszczę! ja tego nie daruję!!
I wściekły wyleciał z pokoju.
Zimnym potem oblany Jakób upadł na krzesełko, czując się chorym i byłby tak pozostał nie wiem jak długo bezwładnym i znękanym, gdyby w tejże chwili nie nadbiegła służąca ze Śto. Jurskiéj ulicy od Liji z naglącą prośbą, aby natychmiast do niéj przychodził. Domyślając się że i tam z Dawidem spotkać się może, Jakób co prędzéj porwał za kapelusz, zbiegł, chwycił pierwszą dorożkę jaką spotkał i nie zważając już na nic, choć dzień był biały, popędził wprost do mieszkania nieszczęśliwéj kobiety.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/156
Ta strona została skorygowana.