— Alea jacta est, mówił Iwaś siadając, no tak... idziemy ginąć. Nie wiemy czy powstanie nasze trwać będzie dwa dni czy dwa lata, idziemy z kijami przeciwko uzbrojonemu wojsku, idziemy... w las! Bo las naszym obozem, twierdzą, szpichlerzem, magazynem; idziemy gnami urągowiskiem jednych, przekleństwami drugich, łzami kilku istot kochanych... idziemy z rozpaczą, bez nadziei... ale, idziemy!
— Dla czegoż idziecie?
— Dla tego że tych ludzi co nam zaufali biorą i kują w sołdackie szynele, że ich potrzeba ocalić lub z nimi zginąć razem.
Jakób słuchał z głębokim smutkiem, przybity, blady.
— Widzicie że nie łudzę się, rzekł mu Iwaś, nie kłamię drugim ni sobie — wiem dobrze iż stawię głowę moją, więcéj stawię, może imie poczciwe pod pręgierz przyszłości, na urągowisko zimnych sądów które przypną doń nazwę zuchwalca, szaleńca, dziecka... ale idę bo mi honor iść każe z ludźmi, których utrzymać dłużéj nie możemy. Jestem w progu grobu, mówię do ciebie uroczyście jak z łoża śmiertelnego, Jakóbie, nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/163
Ta strona została skorygowana.