— Słuchaj, odezwała się, dosyć téj męki, dość tego co mi duszę rozdziera, nie mogę znieść wątpliwości, wolę prawdę choć gorzką. Widziałam w tobie człowieka prawdy — dla czego stałeś się mężem fałszu jak oni wszyscy?
— Ty! zwątpiałażbyś o mnie! krzyknął Jakób łamiąc ręce, tego mi jeszcze brakło!
— Zwątpiłam? nie — przekonałam się żeś kłamał! Zdradziłeś mnie która od ciebie nic nie żądałam tylko prawdy. Mógłeś mi przecie powiedzieć szczerze jak siostrze: nie kocham ciebie, kocham inną, do tego trupa przykutym zostać nie mogę; potrzebuję życia. Byłabym ci powiedziała choć ze smutkiem w duszy: Idź — bądź szczęśliwy. I nie miałabym żalu do ciebie, ale żal po tobie.
— Ale cożem ja uczynił? kiedy skłamałem? zawołał Jakób.
— Jak to? ty śmiesz...
— Tildo, rzekł Jakób surowo i poważnie, sądź o mnie jak ci się podoba, ale nie odbieraj mi czci mojéj; jestem człowiekiem słabym, ułomnym, lecz nie byłem nigdy dobrowolnie podłym, nigdy.
— Więc coż znaczą, co znaczą, ta kobieta... te tajemnice...?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/178
Ta strona została skorygowana.