Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

Jakób stanął, załamał ręce i boleśnie westchnąwszy, opuścił głowę na piersi.
— Usiądź, rzekł, powiem ci wszystko.
I począł spokojnie opowiadanie, które dokończył sceną wczorajszą i dzisiejszą śmiercią Liji. Biednéj kobiecie słuchającéj go chciwie, ze drzeniem, łzy z oczów płynęły, ale dumną się czuła cnotą swojego ulubionego, która znowu jaśniała przed nią w całym dawnym blasku. Ta chwila szczęśliwa wracała jéj wiarę, życie, miłość — ostatni skarb na który porwała się potwarz. Gdy skończył byłaby mu się rzuciła do nóg, aby przebłagać za podejrzenie, obawa świadków ją wstrzymała.
— A! przebacz mi, wołała poruszona, ta baśń, ty to sam widzisz, tyle miała pozorów prawdy, tak uparcie wbijano mi ją w piersi, a jam tak do nieszczęścia przywykła, żem sądziła iż i to mnie jeszcze spotkać powinno.
— Dziwię się jednéj tylko rzeczy, rzekł Jakób, że pierwszego dnia, pierwszéj godziny gdy ci to powiedziano nie przyszłaś mnie spytać, jakeś to była winna dla mnie uczynić... powiedz, nie mam słuszności?
— Przypłaciłam téż to nieopisaną męczarnią, odpowiedziała Tilda, dni te liczę do najcięższych