Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

liście zielone, łąki okrywały się kwiatami, skowronki nuciły pieśni nad ziemią, którą krucy opanować mieli. Ostatnie godziny nadziei biły jedna po drugiéj... Moskwa wrzała gotując się na rzezie, na swe gody krwawe, na to zwycięztwo potężne w którem kilkakroć stotysięczne wojsko miało walczyć rok by przemódz drobne kupki ludzi bez broni, bez obozów, bez prochu i bez pieniędzy.
Nie wiem czy dzisiejszéj pomsty zajadłéj nie należałoby tłumaczyć tém upokorzeniem Rosyi — gdyby jéj powolność nie była widocznie obrachowaną i umyślną. Ona także chciała aby ten wrzód pękł, ale życzyła sobie żeby nabrał jak najmocniéj, by mogła potém razem z nim wyrzynać żywe mięso z tego ciała i pastwić się na męczenniku.
Ta pomsta od r. 1863. trwająca do dziś dnia, wzrasta, wzmaga się, rośnie, podsyca pozorami różnemi; z namiętnéj w początkach staje się programmem i systemem; głosi się stałą, chlubi ze swéj wytrwałości; świat asystuje eksekucyi krwawéj obojętnością motłochu przypatrującego się gilotynie...
Ale w tych chwilach rozkwitłych wiosny poranków, niczyja myśl nie zstępowała jeszcze do głę-