oczyma rozwijał się ten obraz gorączkowéj czynności jednego z ognisk w których się ówczesne życie i ruch rewolucyjny skupiały.
Dla Jakóba było to zupełnie nowém i dziwném.
Co chwila otwierały się drzwi — wpadali ludzie najróżniejszych twarzy, strojów, wieku; kobiety, dzieci, żydzi, duchowni; każdy przynosił jakąś wieść złą lub dobrą, grosz uzbierany, przestrogę, odpowiedź; przychodził po rozkazy albo je wydawał; zabierał lub niósł papiery. Pomiędzy przybyłymi nierzadki był mundur wojskowy, nawet wyższych stopni; twarze które poorały trud, wygnanie, męczarnie długie; piersi pookrywane orderami w bojach na Kaukazie i na Wschodzie krwią zdobytemi. Ocierali się o nie nędzarze, wyrobnicy, rzemieślnicy, tłum uliczny, przekupki. Ruch i czynność była niezmierna, a nieład prawie im równy.
W chwili po Jakóbie i jego towarzyszu nadszedł z placu boju ranny silnie w nogę młody człowiek, który w kilku słowach opowiedział o srogiéj walce w któréj ranę otrzymał i pospiesznie dopraszał się o lekarza, aby co rychléj zagojono nogę, bo pilno wracać mu było nazad, w bój nowy.
Czoło młodego człowieka jaśniało bohaterstwem, gorączka z rany mniejsza była od gorączki zapału.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/194
Ta strona została skorygowana.