dlili się, czekali, aż powoli ruch i wrzawa ustały. Nierychło odważyliśmy się wyjrzeć, żandarmi i policya odeszła nic nie znalazłszy. Z sześciorga drzwi w rzędzie będących jedne nasze zapomniano!! pominięto! Bóg im oczy zasłonił[1].
Chłopak opowiadając drzał i składał jeszcze ręce przejęty. Wszyscy słuchacze osłupieli zdrętwieni. Potrzeba było myśleć natychmiast o przeniesieniu drukarni gdzieindziéj i wydano rozkazy.
Z téj czynności przyspieszonéj, różnorodnéj, nagłéj, jedno tylko mógł wnieść Jakób, że w istocie nic porządnie uorganizowanego, przygotowanego nie było. Pieniędzy brakło, posyłano pożyczając, domagając się, prosząc o nie u ludzi dobréj woli.
Z placu bitwy co chwila przychodziły skargi bolesne na niedostatek broni, prochu, ambulansów, lekarstw i lekarzy. Tam pochwycono posłańca, owdzie niesumienny dostawca wepchnął przepłacone karabiny bez kurków, zardzewiałe, połamane, kupione gdzieś z wybrakowanego bruchtu arsenałów austryackich.
Niepowodzenie widoczne, trudności z któremi walczyć było potrzeba, nie zrażały jednak téj garści ludzi, niesłychaném, zuchwałém męztwem do-
- ↑ Historyczne.