Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/199

Ta strona została skorygowana.

dna, ale zarazem przyniosła najważniejsze, które ocalić potrafiła.
Za nią wpadł dzieciak oszalały radością, udało mu się na rogach ulic poprzylepiać plakaty... goniła za nim policya, uszedł. — I śmiał się i brał za boki i był szczęśliwy, a dokoła znajomi i nieznajomi ściskali go wszyscy. Jakób stał, słuchał, patrzał i bolał nad straconemi tylu poświęceniami i męztwem. Dla niego widoczném było że z tego kłębka powikłanych nici nic się wyplątać nie może, chyba cudem i to cudem, którego przypuścić prawie się zdało niepodobném.
Zawracało mu się w głowie słuchając i patrząc. Wychodzili jedni, wchodzili drudzy, roboty przyjmowano, przerywano, krzyżowały je doniesienia, postrachy, wieści coraz nowe a dziwniejsze. Powoływano ludzi od rodzin, od zajęć, od spokojnéj zaciszy i stawali gotowymi nieść życie, jechać, iść na drugi koniec świata. —
Kobiety zaszywały depesze w krynoliny i gorsety, mężczyzni z pomocą szewców w podeszwy butów wciskali papiery, w kije zakuwano pieczęcie. Wszystko to odbywało się wśród ciżby, hałasu, wrzawy i największego nieładu.
Ku południowi wreszcie samym tym widokiem