Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

jego krążył już uśmiech zawsze; z nim on powracał do domu, nim leczył żonę, nim córki pocieszał, nim sam siebie durzył, choć nieraz wśród tych drwinek westchnął tak, jakby go kto kamieniem w piersi uderzył.
Nic tak nie naucza jak włóczęga, spotykanie coraz nowych ludzi i twarzy; przez nie najważniejszego człowiek nabiera doświadczenia, bo widząc wielu a rozmaitych, uczy się rozeznawać co im wspólne jest wszystkim, co prawdziwe w człowieku, co udane. Wszędzie w formach różnych spotyka prawie jedno — ludzi charakter dobywa sobie z dziwnych jego objawów — poznaje człowieka.... Wie potem, że pod najkunsztowniéj narzuconą zasłoną wszędzie stary Adam siedzi, którego z pod maskowego stroju wyciągnąć można.
Nikt weseléj nad Szmula, choć przy łojowéj świeczce, w izdebce ciasnéj, nie obchodził świętego szabbasu, nikt głośniéj nie śpiewał kantyku Salomona, nie pożywał białego kugla smaczniéj i z większym apetytem.
Ale wiodło mu się, mimo pomocy Jakóba, bardzo licho. Chodził jeszcze raźno, krzyczał dosyć głośno, wiedział w których kamienicach trafiają się skórki zajęcze za najtańsze pieniądze; młodsi go