się radzili, a on sam z ciężkością sobie mógł dać radę. Przemyślał nieraz nad zmianą handlu, nad założeniem małego sklepiku, próbował szuwaks, siarniczki, drobne towary dołączyć do starzyzny, ale się nie wiodło.
Nie zrażał się wszakże; — trzymał oddawna ćwiartkę na loteryi i był pewnym że ta furtka otworzona szczęściu, ułatwienie uczynione panu Bogu, prędzéj późniéj zbogacić go musi.
Wymawiała mu to jego dzieciństwo pani Szmulowa, ale dozwalając jéj gderać, bilet odnawiał... Prawdę rzekłszy, to co ten świstek papieru kosztował, zdałoby się było bardzo w domu, ale cóż? pan Bóg nie miałby furtki do wnijścia.
Szmul mieszkał od bardzo dawna przy Nowiniarskiéj ulicy, w jakim kącie, dziurze, śmietnisku, wypowiedzieć trudno. Kamienica w któréj kilkadziesiąt równie ubogich jak jego rodzin się mieściło, wyglądała jak nie pierwszéj czystości ul. Właściciel nigdy jéj nie restaurował, a lokatorowie nie oczyszczali tylko o ile do tego byli przymuszeni.
Od przodu dom nie miał nad kilka okien, ale w głąb ciągnął się długo, zabudowany był w prostokąt, a do koła podwórze otaczały galerye dre-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/205
Ta strona została skorygowana.