Przy kaftanie trzymały się mocno trzy dosyć spore guzy, które zawadzały przy pruciu. Rozele odcięła z nich jeden... zaszyty w skórę i jedwab wypadł... półimperiał... Szmul, Szmulowa, cała rodzina zbiegła na ten cud patrzeć... zostawały jeszcze dwa guziki, w każdym z nich znalazła się sztuka złota... tak że razem wziąwszy przeszło sto złotych dał ten nieoszacowany kaftanik, zapłacony czterdzieści groszy, którego właściciela niepodobieństwem było dopytać... Łatwo się domyśleć było że żołnierz musiał go ukraść lub zrabować.
Szmul dumał długo nad tym łachmanem, który był brzemienny jakąś historą... wygnań, więzień, nędzy, nieszczęścia... Porąc starannie Rozela odkryła papiery zaszyte w kołnierzu z niezrozumiałemi notatkami....
Szmul potrzeby swe opędził znalezionemi pieniędzmi, dziękując Opatrzności, ale tę zdobycz uważając za pożyczkę w niedoli, zwrócił kapitalik z małym procentem ratami więźniom wychodzącym na wygnanie, rozdając go w sposobie jałmużny.
Maluje to serce poczciwego człowieka, który nieszczęściu i nędzy nie chciał był dłużnym.
Zachowane szczątki téj odzieży pokazywał Szmul poufałym swym, lubiąc tę przygodę opowiadać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/209
Ta strona została skorygowana.