Jankiel tylko ręką machnął, podszedł ku drzwiom i ze wschodów zawołał po imieniu żydka z dołu, który nadbiegł natychmiast.
— Znieść rzeczy tego pana z zajazdu warszawskiego, na górę do pokoju naprzeciw mnie... rzekł nie pytając nawet Jakóba; i powróciwszy dodał:
— Stać wam w gospodzie nie pozwolę, zresztą naraziłoby to was na niemiłe spotkania; wojskowych, urzędników, różnego stworzenia włóczy się co niemiara, czepiają się do podróżnych... u mnie zawsze bezpieczniéj.
Jakób podziękował milcząco.
— Ale, choćbym was pragnął zatrzymać jak najdłużéj, ani u mnie, ani tu w miasteczku nie usiedzicie. Gotuje się zamęt wielki który potrwa, Moskwa dopuszcza pożarowi się rozejść aby gasząc go szerzéj rabować mogła. Ale Bóg miłosierny... Ja już podobnych chwil pamiętam wiele... 1809—1812, 1831. — Co teraz będzie, Bóg wie!!
Obejrzał się do koła i podszedł ku gościowi z jakąś trwogą, ale na ustach pytanie mu zastygło — otworzyć ich nie mógł. Spojrzał błagająco i westchnął.
— Żona mi chora, córka chora, dom jak w żałobie, ja stary sam, ot, jak widziałeś nad Zako-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/223
Ta strona została skorygowana.