Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

nem, uczę się z niego cierpieć. — Tych... tych... (wskazał dom Dawidów), już niema. Stary uszedł do miasta, młodszy Bóg wie dokąd i po co... mówią że gorąco trzyma z tymi co wojnę robią...
Jakób potakująco głową kiwnął.
— Nie winszuję im tego nabytku! dodał stary pogardliwie, wielu tam oni takich mieć będą... ale biada téj sprawie co się musi nieczystemi posługiwać rękami. Człowiek tonący nie patrzy kto mu dłoń podaje, brudna ona czy czysta, aż ocaliwszy życie dostanie trądu i z niego umiera...
Westchnął ciężko.
— Tak bywało, rzekł, tak będzie, do najczystszéj sprawy lecą ludzie brudni, jedni by się w niéj obmyli, drudzy aby ją sobą zwalali. Człowiek stateczny patrzy co poczyna i waży... a kto nic do stracenia nie ma ten idzie byle za kim... Więc będą bohaterowie... i obok Macchabeuszów plewa ludzka...
Zamilkł chwilę.
— A potém, dodał, smaganie Boże i chłosta... a późniéj jeszcze wielkie Boże miłosierdzie i pokój, ale już nad mogiłami naszemi...
A Kabronim (grabarze) mieć będą roboty wiele i nie pogrzebią wszystkich, bo umarłych na duszy,