Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

— Jaśnie Wielmożny Panie, tam żona moja... chora.
Pułkownik go potrącił, wstąpił na próg, obejrzał milczący jedną i drugą izbę... i zwrócił się nazad po wschodach na dół nie mówiąc ni słowa. Tu kazał sobie otworzyć bióro, a że pokój ten zdał mu się najporządniejszym, w nim pozostał.
Żołdactwo rozbiegło się natychmiast krzykliwie domagając się samowaru, ognia, światła, wody i nie wiem czego jeszcze.... Na dole poczęło wrzeć jak w kotle. W chwili jednéj pokój napełnił się oficerami, a że wszyscy powracali z wyprawy, z boju, hałas opowiadania, tłumaczenia, rozkazy, połajania zakipiały razem. Z góry słychać było jakby wycie burzy i gromy....
Jakób ze starym siedzieli przysłuchując się tylko.
Z opowiadań, które im czeladź przynosiła, potwierdzało się pierwsze opowiadanie; Moskwa przez dni kilka uganiała się za formującym oddziałem, wreszcie wyśledziwszy, osaczyła go w nocy, a nad brzaskiem na nieprzygotowanych napadła. Bronili się wszakże bohatersko, dopóki im stało ładunków; dowódzca po pas w błocie w które ich kozacy wpędzili, strzelał i rąbał dopóki ciężko ranny nie został w końcu ujętym.