Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/247

Ta strona została skorygowana.

cóż? Ja nie mam nikogo na świecie. Ale prawda! Słuchaj, na Grzybowie, wiesz ty tam starą szarą kamieniczkę, brudną, lichą, na czwartém piętrze, w małéj izdebce, siedzi dziewcze zapłakane, patrzy może przez okienko... duma może, to Maryśka... biedna praczka... tak! praczka tylko, ale niegdyś za innego życia była niezawodnie królewną, chociaż o tém zapomniała... Ona mnie może kochała... powiedz jéj żem o niéj przed zgonem pomyślał... Ona mi z ostatnich swoich dwóch koszul dwie na drogę uszyła... Prawda, palce ma pokłóte ale duszę czystą, poczciwą, serce anielskie... Albo może nie mów nic lepiéj, niech zapomni, pocieszy się z moskiewskim oficerem... biedna dziewczyna...
Zamilkł.
— Iwasiu, odezwał się Jakób, co chwila mnie ztąd wypędzić mogą, widzimy się raz ostani w życiu, zbierz myśli, opamiętaj się, masz może co do przekazania, do spełnienia, do polecenia.
Iwaś jęknął.
— Mam, rzekł, zemstę!! Zemstę! ale komuż ją oddasz? Piekącą jest jak żar, jakie ją ręce utrzymają?... Pusto, głucho, cmentarz wielki, bezludzie ogromne, na świeżo usypanéj ziemi tańczą, a skrzypek nasz wiejski, nasz! nasz! przygrywa