— O! o! jakże cię to poruszyło! odparł śmiejąc się.
— Wcale się z tém nie taję... bardzo... ale mówże...
— Zdaje mi się że ktoś go musiał ostrzedz w porę... była tylko rewizya ścisła w domu, Jakób uszedł szczęśliwie.
— Dokąd?
— Nie wiem...
— No, oddycham, odezwała się Tilda, nic nie wiesz więcéj o nim?
— Nic, sądzę że mając pasport, wyjedzie za granicę... Dziwny człowiek, nigdym zrozumieć go nie mógł.
Tilda uśmiechnęła się boleśnie, Henryk się prawie obraził.
— Znajdujesz to naturalnem? spytał.
— Bardzo, rzekła Tilda spokojnie, nie było i nie będzie na świecie dwóch sprzeczniejszych charakterów nad wasze, cóż dziwnego żeście się wzajem zrozumieć nie mogli?
Henryk namarszczył brew.
— C’est très flatteur pour moi. Mógłbym z tych wyrazów wyciągnąć wnioski niemiłe dla mnie, rzekł gorzko. Jeżeli ten tak sprzeczny ze mną człowiek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/256
Ta strona została skorygowana.