Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/259

Ta strona została skorygowana.

szczęku broni i biegania policyi po wschodach. Biedny pan Jakób wyjdzie na bohatera...
— Wszyscy mu ten koniec przepowiadali... le voilà presque proscrit.
Ruszyli ramionami oboje..
— Tyle razy starałem się go nawrócić, ale jest tak ekscentryczny! Przy Moskalach zawsze mówił co mu na myśl przyszło... Oni tego nie lubią, oni wymagają aby nawet przekonania ludzi korzyły się przed ich potęgą. Ja Jakóba żałuję, ale z nim nigdy jutra nie można było obrachować.
Zaczęli przychodzić i inni goście, Mann który padł na fotel buchając zmęczeniem; późniéj kilku umiarkowanych i kilku z zamkowego towarzystwa. — Wszyscy na ucho rozpowiadali sobie o Jakóbie.
— Przyznam się wam, rzekł Mann poufnie do swoich, że prawie się cieszę iż nas od niego uwolniono. Była to figura kompromitująca, a nie wiedzieć do jakiego licząca się obozu. Nie można się nim było posłużyć, nie słuchał nikogo, mówił, paplał do zbytku.
— Ale nie był on wcale rewolucyonistą! odezwał się ktoś z boku.
— To czemże był? zapytał Mann, ja nie wiem, rządowym nie był także, ani téż naszym... Był sam