wał Kossak, spać mu nie dawały — chciał się zapewne dosłużyć drugiéj takiéj monumentalnéj litografii.
— Najgorsza rzecz, rzekł Mann, że bądź co bądź, rzuca to cień na nas wszystkich, zmusza do płaszczenia się, do dawania dowodów lojalności, w chwili gdy te oznaki stają się coraz niewygodniejszemi. Licho go wyniosło... diabeł go tam denuncyował! Czegoż się od niego bali?
W téj chwili piękna Muza spytała Sofronowa, który właśnie wchodził, o Jakóba, ten udał tak ogromne, tak dobrze odegrane zdziwienie, iż naturalnie domyślać się było potrzeba, że doskonale był o wszystkiem uwiadomiony.
Rozpytywał, ubolewał, obiecywał się dowiedzieć, słuchał, z zakłopotaniem widocznem. Mann po minie jego odgadł iż denuncyacya ze znanego mu źródła wypłynąć musiała.
— W teraźniejszych czasach, dodał Sofronow, potrzeba być bardzo ostrożnym w mowie. Pan Jakób, o ile go znałem, nie zawsze tego prawidła przestrzegał, sądzę jednak że w każdym razie nic mu tak strasznego grozić nie mogło... najwięcéj jeźli czasowe usunięcie w głąb Rossyi... mais on n’en meurt pas.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/261
Ta strona została skorygowana.