Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/267

Ta strona została skorygowana.

męczarnią i życiem przypłaciła, trzeba było żeby ręka przyjacielska gorzki ten napój mu podała. Pojechałem do niego. Droga do miasteczka, przeszła bez wypadku — co dziwna — ale nie uniknąłem niespodzianek bolesnych u celu podróży. Ledwie tu przybyłem, miasteczko zajęli Moskale powracający z wycieczki i wiodący z sobą jeńca skazanego na powieszenie. Pierwszy tu raz spotykałem się z owocami powstania.
„Nie mogę wypowiedzieć jak mnie przeraził ten stan rozprzężenia społecznego który wojna za sobą prowadzi. Przywykłemu do życia normalnego społeczności cywilizowanych — nagle się znaleść w położeniu w którém żadne prawo człowieka nie broni, gdzie własność, życie, cześć są na łasce silniejszego a niewykształconego żołdaka; okropnie. Byłem jakby cudem przeniesiony w te wieki w których o wszystkiem siła i pięść rozstrzygała, zdawało mi się że śniłem. Ale zamiast bohaterów tych wieków w których świat walczył o każdą ziemi stopę, zamiast mężów szlachetnych i boju heroicznego, widziałem tłumy wyjące pijano, którym dzikość prawie bydlęcy nadawała charakter. Zwycięzcy naigrawali się ze zwyciężonych w sposób nieszlachetny, pogański, rozdzierający serce. O kilka